Wróć do: Ural Team Piotrków Tryb.

Super Veteran - Lublin 2011

Super Veteran 2011

O lubelskich wyścigach weteranów dowiedzieliśmy się dosyć późno. Owszem, gdzieś tam przewijały się nam w necie jakieś materiały, jednak nigdy nie przyjrzeliśmy się im bliżej aż do momentu, kiedy nasz motocrossowy motocykl nie stanął na kołach. W poszukiwaniu imprezy, w której moglibyśmy spróbować rywalizacji z innymi na torze, trafiłem na relację z wyścigów Super Veteran. Największe wrażenie zrobił na nas wyścig sidecarów, a szczególnie para Węgrów, Sandor Nemeth/Sandor Nemeth junior na motocyklu K-750 z wózkiem przystosowanym do wyścigów torowych.

Po namyśle stwierdziliśmy, że próba startu w tej imprezie byłaby świetnym sprawdzianem przed zawodami na Litwie; pozwoliłaby dograć logistykę, przetrenować opanowywanie emocji przy starcie, no i najważniejsze: dałaby jakiś pogląd, jak wygląda rywalizacja na torze.

Zakres zmian przystosowujących Urala do startu w tych zawodach z konieczności był ograniczony: opony z crossowych zostały wymienione na szosowe. W takiej postaci zdjęcia naszej maszyny wraz z opisem trafiły do organizatorów wyścigów. Po krótkiej dyskusji mailowej pojazd został do wyścigów dopuszczony, za co dziś zespół pragnie bardzo podziękować grupie LGW Partyzant.

Cała nasza ekipa - czyli "pająk", mechanik zespołu i grupa wiernych fanów była gotowa już od piątku od rana, ja niestety musiałem iść do pracy i z konieczności wyjechaliśmy dopiero przed osiemnastą. Na miejscu, w ośrodku Graf Marina, byliśmy przed 23-cią, nie zdążyliśmy więc załapać się ani na projekcje multimedialne, ani na wycieczkę do Świdnika. Tak więc wieczór spędziliśmy we własnym gronie razem z ekipą z Motopodkowy startującą na Junaku.

Nadeszła sobota. Od rana już byłem zdenerwowany, a jak się okazało - Szymek również. Bez problemu trafiliśmy na tor, rozstawiliśmy namiot zespołu obok ekipy węgierskiej, wypakowaliśmy motocykl, a Boguś zabrał się za ostatni przegląd przed treningiem. Ja w tym czasie zarejestrowałem się w biurze wyścigów, po czym podjechaliśmy na przegląd techniczny. Ural wzbudzał duże zainteresowanie; w grupie sidecarów był najbardziej nietypową maszyną. Wszyscy zwracali uwagę na krzykliwy kolor lakieru i na nasze stroje i już wiedziałem na pewno, że nie można tu dać plamy. Nasz sponsor przekazując pieniądze zastrzegł, że nie interesuje go nasze miejsce w środku stawki - ma być albo pierwsze, albo ostatnie. Jednak przyjechać na ostatnim miejscu - to byłby wstyd, a w przypadku pierwszego nikt tu skóry łatwo nie sprzeda.

Zjechaliśmy po przeglądzie do namiotu, gdzie jeszcze wymieniliśmy ostatnie uwagi na temat techniki jazdy, a w zasadzie upewniliśmy się, że każdy z nas ma trochę tremy przed jazdą treningową, i pojechaliśmy wykonać kilka kółek zapoznających nas z torem.

Ruszamy więc i już na samym początku wyłazi to, czego nie byłem w stanie wychwycić w terenie: przedni widelec, mimo zastosowania solidnego amortyzatora skrętu wypełnionego Hipolem, trzepie się na wszystkie strony i z trudem przychodzi mi go opanować. Maszyna ma ręczne przyspieszenie zapłonu, co w połączeniu z ochronnymi strojami krępującymi ruchy, a szczególnie pancernym obuwiem, powoduje trudności w opanowaniu tego wszystkiego naraz. Szczególnie widelec daje się we znaki; na próbnych okrążeniach wylatujemy z toru dwa razy. Szymek daje z siebie wszystko, w zasadzie to przez mój błąd, bo za każdym razem w prawym zakręcie mam obawy, by zacieśnić łuk - wydaje mi się, że za chwilę koło kosza się podniesie, więc z nerwów prostuję trzepoczący widelec i już jesteśmy w trawie. Podczas wyścigu wypadnięcie z toru oznacza jego koniec, co dodatkowo nas tremuje: takiego błędu popełnić nie możemy. Trochę zmartwieni zjeżdżamy powtórnie do boksu. Boguś sprawdza stan oleju, dolewa paliwa i komentuje naszą technikę jazdy. Okazuje się, że lewe zakręty wychodzą możliwie, ale prawe to niestety porażka - tracimy na nich szybkość i w konkurencji z innymi zostaniemy po prostu w tyle. Trudno - będzie, co ma być, spróbujemy jechać szybciej, tymczasem podziwiamy parę Węgrów na treningu. Tak - oni te elementy mają dopracowane.

Super Veteran 2011

Po treningu zaczynają się konkurencje, kolejno biegi motocykli najniższych pojemności. Może nie ma tu wysokich prędkości, ale jest zacięta walka, są emocje, jest doping publiczności, jest też świetny konferansjer, który profesjonalnie komentuje walkę. Atmosfera udziela się i nam, i na chwilę zapominamy o emocjach. W międzyczasie przyjeżdża ekipa telewizyjna, która koniecznie chce zrobić z nami krótki wywiad, więc opuszczamy trybunę i idziemy do boksu. Bardzo cieszy mnie fakt zainteresowania mediów naszym zespołem - niech i sponsor się ucieszy, że widać jego barwy w TV, bo czy zobaczy je na podium, to już mam wątpliwości. Dodatkowo atmosferę podgrzewa Gr. Olek, który informuje nas, że w naszym wyścigu weźmie udział jakiś lokalny mistrz driftu na Uralu. Cóż, czas pokaże, jak sobie poradzimy - w każdym razie zobaczyć takiego asa na torze też będzie miło.

Tymczasem jednak zapraszają wszystkich, którzy się uprzednio zgłosili, do konkursu elegancji. Nasz team startuje w nim w klasie "sport". Niestety, nie mamy strojów z epoki, a nasze ubranka to wyrób współczesny, choć w sumie niewiele odbiegający wyglądem od strojów naszego sportowego mistrza A.Niszczeńca. Miło jest zobaczyć kolegów, którzy oprócz strojów z epoki potrafią się nieźle też odnaleźć w minionych "realiach" - kto widział, niech przypomni sobie super występ kolegi na, bodajże, WFM-ce i drugiego na MZ-ce.

Super Veteran 2011

Koniec konkursu i wracamy znowu do boksu. Obu nas trzyma trema i wzrastający poziom adrenaliny. W tle ścigają się następne klasy, a ja siedzę w boksie i usiłuję jakoś uspokoić nerwy.

Wreszcie jest! Sygnał do biegu sidecarów. Zbierają się Węgrzy, zbieramy się i my. Wolno robimy rundkę na torze i ustawiamy się zgodnie z zaleceniami organizatorów. Prowadzący przeprowadza jeszcze jakiś wywiad z, zdaje się, Adamem Rakusiem i z posiadaczem motocykla Avo, a ja z nerwów robię błąd, który będzie nas już za chwilę kosztował kilka cennych sekund. Nasza maszyna stoi pierwsza; w tym miejscu tor jest trochę nierówny i Ural stacza się wolniutko w stronę zawodników. Trzeba tu zaznaczyć, że start jest jak w Le Mans - motocykle stoją naprzeciwko zawodników, a wszyscy prostopadle do kierunku jazdy. Na sygnał prowadzącego wszyscy biegną do motocykli, odpalają maszyny i skręcając ostro w prawo ruszają po zwycięstwo.

Motocykl stacza się raz, drugi, trzeci - sprawdzam jeszcze raz, nie wiem już, po co, czy jest na luzie i podkładam pod przednie koło kamień, żeby motocykl stał w miejscu. Prawdopodobnie bezwiednie wrzucam mu jedynkę i tak zostawiam do startu.

Super Veteran 2011

Stoimy wszyscy w rzędzie. Machnięcie flagą - start! Dopadamy Urala jednocześnie z Szymkiem, on już jest na pozycji, a tu cholerny pech! Przy kopnięciu stwierdzam, ze jest na biegu! Szybka redukcja, kopnięcie - pali od pierwszego i ruszamy ostro. Cóż z tego, jeżeli ruszyliśmy ostatni; udaje nam się tylko minąć zawodnika na Avo.

Super Veteran 2011

W głowie mam różne myśli, ale najbardziej wnerwia mnie ten kiepski start - chyba nie damy rady dogonić już nikogo. Co za fatalny początek! Nawet nie widzę ostatniego przed nami, tak już się odsadzili, zresztą nie mam czasu na odwracanie głowy, bo każde szarpnięcie widelcem może wyrzucić nas z toru. Błyskawiczna decyzja: nie może tak być! Spróbuję pojechać szybciej! Nie mogę nic przekazać Szymkowi, bo i tak by mnie nie usłyszał - silnik zagłusza wszystko, ale już wiem: będę zwracał uwagę na zakrętach, czy da on radę zbalansować wychyłem ciała prędkości wyższe, niż na treningu. Jedziemy teraz na całe nasze sto procent.

Super Veteran 2011

Czuję i widzę kątem oka, że Szymek radzi sobie nieźle, pochyla się głębiej, zaczynam więc jechać jeszcze bardziej agresywnie. Po pierwszym czy też drugim okrążeniu, bo podczas jazdy trudno jest liczyć, zaczynam mniej więcej wyczuwać lewe zakręty: gdzie mogę odkręcić mocniej, gdzie muszę wyhamować - nasze wzajemne zgranie też wychodzi coraz lepiej. Raz czy drugi motocykl krztusi się, gdyż nie trafiłem z ręczną dźwigienką zapłonu w odpowiedni punkt - drobna korekta i tak już ją będę trzymał aż do końca wyścigu. Powoli, ale nieubłaganie taktyka ta zaczyna przynosić efekty: doganiamy dwóch zawodników. Mimo że wisimy im na ogonie, nie jesteśmy w stanie ich wyprzedzić. Prawy zakręt ciągle kuleje, choć każdy następny wychodzi nam coraz lepiej. Tu metoda jest tylko jedna: jedziemy więc jeszcze szybciej. Kolejny zakręt i widzę motocykl przed nami; wiem, że muszę spróbować go wyprzedzić. Wykorzystując większą prędkość na lewym łuku mijamy go, ale z tych emocji nie zauważam żadnych szczegółów.

Super Veteran 2011

Następny zawodnik na motocyklu koloru khaki jedzie jednak szczególnie ostro. Adam Rakuś motocykl prowadzi sam, bez pasażera, dodatkowo jedzie na ruskich kostkach i w zakrętach jego maszyna pięknie wchodzi w poślizgi nie wytracając prędkości. Blokuje nas na każdym zakręcie i nie mogę znaleźć sposobu, żeby wyskoczyć do przodu. Kątem oka spoglądam na Szymka - trzyma się cały czas nieźle, więc decyduję się podjąć próbę wyprzedzenia Adama na krótkiej prostej przy trybunach. Odkręcam na wyjściu z lewego zakrętu na maxa; silnik wyje i już widzę, że jeżeli chodzi o moc i prędkość na niskich biegach, mamy pewną przewagę. Niestety, Adam wchodzi ciasno w kolejny, lewy zakręt, szybko ścinając go do prawego i blokując nas, którzy jedziemy po zewnętrznej. Jedzie doskonale, sam nie wiem, czy mam go podziwiać, czy się wkurzać, że znowu nas wyprzedził.

Super Veteran 2011

W gardle mi zaschło tak, że nie jestem w stanie przełknąć śliny; nie patrzę już nawet na Szymka, bo zaczynamy jechać już tak szybko, że każda chwila dekoncentracji może doprowadzić do opuszczenia toru. Czuję tylko, że w każdym zakręcie "pająk" pracuje, i to jest dla mnie czytelny sygnał, że spróbujemy atakować w tym samym miejscu już za chwilę, tylko z większą szybkością. Tymczasem pracujemy na lepszą pozycję wyjściową do ataku przy trybunach. Czekając na prostą, blokowani driftami przez Adama, wchodzimy kolejny raz w ostry zakręt w lewo, przed prawym przerzucamy ciężar na drugą stronę i przed nami Adam i długi lewy zakręt przed trybuną. Tym razem odkręcam odpowiednio wcześniej; nasza pozycja do ataku też jest lepsza - z rykiem silnika przelatujemy obok Adama po zewnętrznej. Tym razem nie popełniamy już tego samego błędu; ostre hamowanie i równie ostre wejście w lewy zakręt po wewnętrznej techniką podpatrzoną wcześniej u rywali. Adam zmuszony jest zwolnić, a my nie dajemy się już wyprzedzić.

Super Veteran 2011

Nie wiem, ilu jedzie przed nami, ale dalej zasuwamy, jak szybko się da. Nie można jednak ukryć, że powoli tracę energię - kierownicę muszę trzymać z całej siły, bo żyje własnym życiem i w momencie przyspieszania i hamowania zaczyna wyrywać się z rąk. Czuję też, że i Szymek zrobił się słabszy, mimo to próbujemy gonić czołówkę. Oni też muszą być zmęczeni, im też jest ciężko. Jeszcze jeden zakręt, jeszcze jedna prosta - niestety, sędzia macha flagą w biało-czarną kratę. Koniec wyścigu!

Super Veteran 2011

Zjeżdżamy do parku maszyn zmęczeni, spoceni. Nie mogę złapać tchu. Na torze tymczasem miał miejsce wypadek. Adam, finiszując, poderwał maszynę ostro w lewo, co skończyło się kapotażem. Czekam na wiadomość, jak większość widzów - na szczęście nic się nie stało. To dobra wiadomość - czuję podziw dla Adama, gdyż walczył wspaniale i w sumie to jego styl jazdy dostarczył nam tylu emocji.

Nasz wierny fan-klub tymczasem informuje nas, że ostatecznie przyjechaliśmy na trzecim miejscu! Nie mogę uwierzyć, podczas jazdy nie byłem w stanie stwierdzić, które to okrążenie! Co za radość! Jesteśmy na pudle!

W międzyczasie odbywa się jeszcze bieg dla najszybszych motocykli - solówek, jeszcze zawody sprawnościowe, ale my już tego nie słyszymy - mamy trzecie miejsce i to jest teraz najważniejsze.

Super Veteran 2011

Następuje rozdanie dyplomów i nagród - zajmujemy z Szymkiem "trójkę" na pudle, Węgrzy po zaciętej walce z Grzegorzem są drudzy. Ich pasjonującą walkę obejrzymy później na wideo; teraz zwycięzca - Grzesiek - częstuje na podium szampanem, są brawa, błyski fleszów. Jesteśmy sławni!

Super Veteran 2011

Myślę, że adrenalina i euforia trzymała nas cały wieczór, podczas którego organizator przy akompaniamencie zespołu wręczył jeszcze nagrody w konkursie elegancji (tu niespodzianka: mamy pierwsze miejsce w klasie "sport") - dlatego też, zamiast na imprezę dla zawodników, trafiliśmy na imprezę dla żeglarzy. O tym, że coś jest nie tak, przekonaliśmy się dopiero, jak zaczęli śpiewać szanty.

Na koniec kilka zdań na temat samych wyścigów Super Veteran: sądzę, że są one dopracowane organizacyjnie w każdym szczególe. Są rodzajem takiej imprezy, na którą można zabrać całą rodzinę i wszystkich znajomych. Emocje trzymały nas aż do poniedziałku, a palinka Sandora do niedzieli wieczór. Tym bardziej niepokoi nas fakt, że są plany zniszczenia toru Lublin i wybudowania tam supermarketu czy tez osiedla domków jednorodzinnych. Do tego dopuścić nie możemy.

Jeszcze raz dziękujemy organizatorom za super zabawę. Jeśli dacie radę utrzymać tor, w przyszłym roku też przyjedziemy!

Super Veteran 2011

Napisał Brzytwa

Zdjęcia: Gobert, Mysia, Wiktor