Wróć do: Ural Team Piotrków Tryb.

Tihemetsa 2014.06.01

W 2014 roku nasi koledzy z litewskiego klubu Vorai MC we współpracy z federacją łotewską i estońską zorganizowali serię trzech zawodów sidecarcross o Puchar Państw Nadbałtyckich. Były oczywiście próby włączenia w ten cykl Polski, ale, jako że sport ten w naszym kraju cieszy się zerowym zainteresowaniem, nic z tego nie wyszło. Pierwszy etap tego cyklu miał się odbyć 01.06.2014 w Estonii, w miejscowości Tihemetsa.

Szybkie oględziny trasy wykazały, że na miejsce mielibyśmy 1040 km w jedną stronę. Kawał drogi, ale z drugiej strony pokusa wzięcia udziału w wyścigu na tak egzotycznym dla nas terenie była silna. Byłem już kiedyś w Estonii i kraj ten bardzo mi się podobał; no, może oprócz cen. Od razu też przekonałem Szymka, że warto tam pojechać i spróbować swoich sił.

Zaplanowaliśmy, że tym razem wyjedziemy na imprezę dzień wcześniej niż zwykle, żeby odpocząć po tak dalekiej podróży.

Sprzęt przygotowywałem już od dawna; dysze w gaźnikach zostały rozwiercone na 1,1 mm; zwiększyliśmy luzy na zaworach i wyrzuciliśmy radziecki iskrownik, W jego miejsce wstawiliśmy samochodowy aparat zapłonowy. Cały tydzień walczyłem z jego ustawieniem. Silnik ma 750 cm3, o niebo więcej koni, niż stara "650-ka". Nie ma się więc co dziwić, że za którymś razem kopniak tak mocno odbił przy odpalaniu, że myślałem, że skręciłem nogę w kostce. W końcu dzięki Tomkowi z Promoto udało się całe to ustrojstwo wyregulować. Całość zaczęła jeździć tak, że zrezygnowałem z tylnego przełożenia "7 x 37" na rzecz "8 x 37".

Kiedy więc nadszedł dzień wyjazdu, stwierdziłem, że jesteśmy przygotowani w stu procentach - zarówno sprzętowo, jak i kondycyjnie. Wyjechaliśmy tym razem w czwartek i już w piątek rano zamoczyliśmy się na łotewskiej plaży.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Do południa byliśmy w Estonii. Dojechaliśmy na miejsce stosunkowo wcześnie; szybko skontaktowałem się z właścicielką domku, który wynajęliśmy na weekend. Cena była soczysta; mieliśmy jechać w piątkę i "to nie tak miało być", bo w ostatniej chwili dwóch naszych kolegów zrezygnowało z powodów osobistych. Cena za całość wcale się z tego powodu nie zmieniła; za to my musieliśmy zamiast na pięciu dzielić opłatę na trzech. Ale za to domek był wspaniały; z kompletnie urządzoną kuchnią, lodówką, telewizorkiem, tarasem, wiatą, pod którą parkujemy motocykl i fajnym tarasem. W dodatku była też sauna!

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Zostawiliśmy więc nasze rzeczy w domku i pojechaliśmy na zakupy do Parnawy (po estońsku Pärnu). Najpierw jednak pojechaliśmy obejrzeć tor. Właściwie spodziewałem się tego, oglądając go wcześniej w internecie. Poprzeczka wymagań poszła znów w górę. Trasa nie dość, że najdłuższa z tych, po których jeździliśmy (1800 metrów), to jeszcze na jednym okrążeniu było ponad 14 górek, niektórych bardzo stromych. Mieli tam jeszcze coś, co do tej pory widywałem tylko na filmach z zawodów na zachodzie Europy - tak jakby balkonik na podjeździe pod górę. Takie coś, jak widziałem, po prostu się przeskakuje, ale czy na naszej maszynie dałoby się to zrobić? Pogadaliśmy trochę z miejscowymi chłopakami przygotowującymi tor i wróciliśmy do Pärnu. Wieczorem spotkaliśmy się z właścicielką, panią o wdzięcznym imieniu Kuulike i zapłaciliśmy za pobyt.

Następnego dnia wstaliśmy wcześnie z Szymkiem i w ramach fizycznego treningu pobiegliśmy nad brzeg morza. Szymek ma w telefonie zainstalowaną aplikację osobistego trenera i temat traktuje bardzo poważnie. Ja natomiast z chęcią się przyłączyłem, bo w domu jest mało czasu na te tematy, każda wolna chwila w zasadzie jest tracona w garażu.

Po powrocie czekało już na nas śniadanie, które przygotował Marcin. Rozsiedliśmy się wygodnie przy stole, w końcu zawody miały być dopiero jutro. I to była nasza strategiczna broń; z reguły to my przyjeżdżamy dzień przed zawodami, zamuleni po przejechaniu kilkuset kilometrów. Tym razem jesteśmy dzień wcześniej; odpoczywamy, a nasi litewscy i łotewscy koledzy pewnie gdzieś tam zbierają się do drogi. Byłem pewny, że teraz oni poczują, co to znaczy zmęczenie podróżą i brakiem snu - w końcu my przeżywamy to zawsze i na każdych zawodach.

Sobota minęła nam na zwiedzaniu Parnawy - typowego nadmorskiego miasteczka z paroma zabytkami i długim deptakiem, na którym kręcili się turyści. Spędziliśmy trochę czasu zwiedzając najstarszą część miasta, a potem popijając herbatę w jednej z knajpek.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Nazajutrz zerwaliśmy się wcześnie rano i zameldowaliśmy na torze. Ilość przybyłych zawodników była spora; samych załóg startujących z wózkami było ponad 40. Oprócz Estończyków byli Łotysze, Litwini, Rosjanie - pięknym akcentem gospodarzy było powieszenie wśród flag innych krajów naszej, biało-czerwonej.

Tihemetsa_2014

W ogóle sam obiekt zrobił na nas pozytywne wrażenie; nowa maszyna startowa, zadaszona część z krzesełkami dla zawodników z wybrukowaną podłogą, trasa dobrze oznaczona, na każdej znaczącej szykanie człowiek z żółtą flagą sygnalizujący w razie potrzeby niebezpieczeństwo, wokół trasy przystrzyżony trawnik - można było powiedzieć, że pełen profesjonalizm.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Zaparkowaliśmy obok naszych litewskich kolegów. Jak się okazuje, przybyło ich niewielu - jest Irmantas z "-3", jest Dainius "43", jest Algis "13" i Darius "44". Byli też koneserzy mocniejszych trunków z Łotwy na CZ-cie, jak zwykle w wesołym nastroju. Ucieszyli się na nasz widok; byłem pewien, że wątpili w nasz przyjazd. Porozmawialiśmy chwilę - wszyscy, którzy przyjechali, jeżdżą w klasie "OPEN", oprócz nas nie ma żadnego zawodnika z klasy "Standard". Już wiedziałem na pewno, że podłączą nas właśnie do klasy "OPEN". Irmantas potwierdził moje obawy - wszyscy mieli pojechać razem; tzn. maszyny z silnikami chłodzonymi powietrzem razem z klasą "Agedad", czyli po estońsku klasą "oldbojów".

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

To wszystko było dla mnie bez sensu - jako jedyni, jak się okazało, mieliśmy na tej imprezie z tyłu dwa amortyzatory, co oznacza zawsze niewielki skok wahacza. Maszyny z silnikami Urala były dwie - nasza i Irmantasa. Wcześniej na zakładce estońskiego klubu w Tihemetsa widziałem, że jeździ tam kilka Urali, ale nie pojawił się żaden. Za to mieliśmy współzawodniczyć z Cezetami 500, maszynami z silnikami Zabel, MTH, KTM, Honda itd. O ile z CZ była jeszcze szansa nawiązać walkę, to w przypadku nowoczesnych maszyn nie ma na to szans.

Szymek w ogóle zaczął mieć pietra i uzależnił nasz start od tego, jak wypadnie trening. Tymczasem poszliśmy zarejestrować się w biurze zawodów i wpłacić wpisowe, tutaj niestety bardzo drogie w porównaniu z zawodami na Litwie - 40 euro. Zapłaciliśmy, pobraliśmy blankiet do kontroli technicznej i poszliśmy na przegląd. Na przeglądzie komisarz techniczny miał jakieś zastrzeżenia co do długości śrub wystających z podwozia, ale ostatecznie machnął ręką. Za to już po przeglądzie przyszedł jeden z organizatorów i zgłosił zastrzeżenia co do braku w naszym motocyklu ochronnego dekla na kole wózka. Myślałem wcześniej, że kołpak założony właśnie w tym miejscu służy zwiększeniu powierzchni reklamowej, ale jak się okazało ma znaczenie praktyczne - chroni innych zawodników przed zranieniem w przypadku pęknięcia szprych. Szczerze powiedziawszy, wkurzam się na kolesia; pierwszy raz usłyszałem o takich wymaganiach, po drugie nie było ich w regulaminie, po trzecie nie mieliśmy materiału (pleksy), żeby na poczekaniu takie coś wyciąć. On na szczęście miał; pożyczył nam nożyce i płachtę poliwęglanu - mieliśmy jeszcze trochę czasu, żeby to przygotować. Co robić - odmierzyliśmy na oko okrąg i sekator poszedł w ruch. Plastik był twardy, nożyce tępe - ledwo wyrobiłem się przed startem.

Kiedy nadeszła kolej na trening naszej klasy, byliśmy już na szczęście ubrani w nasze sportowe stroje. Podjechaliśmy na linię startową. Sędzia wypuszczał zawodników w pewnych odstępach - po chwili ruszyliśmy i my. Przejechaliśmy tor dwukrotnie i zjechaliśmy do boksu.

Tihemetsa_2014

Wnioski były dwa: tor da się przejechać, nawet na Uralu, ale ilość górek, podjazdów i bardzo ostrych zakrętów jest taka, że najważniejszym zadaniem będzie po prostu ukończyć wyścig i nie zejść na zawał. Właściwym byłoby w takiej sytuacji zaplanować rozłożenie sił; kiedy utrzymywać tempo, kiedy przyspieszyć, tak, żeby nie paść na twarz przed końcem.

Z pewnym zdziwieniem wysłuchaliśmy opinii naszych kolegów z klasy OPEN, którzy będąc młodszymi od nas o dekadę i co tu kryć, mając nowocześniejsze motocykle narzekają na tor - twierdzą, że Estończycy przesadzili, że dla zawodów retro powinny być jednak łatwiejsze trasy. To co mogliśmy powiedzieć my - z maszyną z podwójnym amortyzatorem z tyłu napędzaną poprzez wałek kardana?

Po zaliczeniu przez wszystkie klasy treningowych przejazdów organizator zaprosił wszystkich na paradę - wszyscy wjechali na tor i wolniutko przejeżdżali jedno okrążenie. Pojechaliśmy i my, z biało-czerwoną flagą, obok czterokołowców, solówek i motocykli z wyższych klas.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Po zakończeniu parady organizator przez megafony zapowiedział rozpoczęcie zawodów poszczególnych klas. Jako pierwsze pojechały solówki, a my tymczasem przygotowywaliśmy się do startu. Sprawdziłem stan paliwa - po zwiększeniu otworów w dyszach Ural żre benzynę w dużych ilościach i lepiej takie rzeczy sprawdzać przed każdym biegiem. Olej wymagał uzupełnienia - niestety, nie mogłem zwalczyć wycieków z lewej głowicy i przy wysokim obciążeniu Castrol wykapywał sobie powolutku na moje buty i nogawkę. Jeszcze ostatni rzut okiem na ogumienie, amortyzatory i stan gumowego sprzęgła i w zasadzie mogliśmy jechać. Ponieważ prowadzący zawody zapowiadał kolejne klasy po estońsku, nie pozostało nam nic innego, jak obserwować naszych kolegów, czy też się już nie zbierają. Póki co, wszystko szło według godzinowego rozkładu.

Tihemetsa_2014

Bieg I

Kiepskie czasy przejazdu okrążenia uzyskane na treningu kwalifikują nas na końcu stawki. W naszej klasie jadą dwadzieścia trzy załogi. Dlatego też sędzia ustawia motocykle na linii startu w dwóch rzędach, my dostajemy miejsce w drugim obok kolegów z klasy "Agedad" - czyli panów "50+". Niektórzy z nich mają silniki CZ, inni MTH i Zabel. Pytam kierowcę żółtej CZ z numerem "21", ile ma lat - odpowiada, że 53. Nieźle, myślę sobie. Twardy gość.

Czekamy, aż wszyscy się ustawią, a Szymek włącza kamery. Trochę się jak zwykle denerwuję, bo bardzo nie chcielibyśmy być w tym biegu ostatnimi, a jednak szanse w starciu Urala z lepszymi technicznie maszynami są niewielkie. Dobra, koniec stękania - przed nami przynajmniej 20 minut ostrej walki i ciężkiej pracy fizycznej. Zaczyna się odmierzanie czasu. Oto już sędzia pokazuje szablon z napisem "15" i wszystkie silniki grają równym gangiem. Już zaraz pokazuje się "5" i wszystkie pracują na podwyższonych obrotach. Wrzucam bieg i utrzymuję silnik w gotowości. START!

Opada blokada i już pierwszy rząd wyrywa do przodu, a my za nimi! Ciągnę, ile się da na jedynce i zaraz wbijam dwójkę. Lekkie zachłyśnięcie się silnika! Wyskoczyła dwójka, więc wbijam ją po raz drugi, aż podnosi nam przednie koło! Jest dwójka, już jest trójka! Za nami zostają "21", "14", "10" i "38", reszta nas wyprzedza. Gaz! Cały peleton przed nami, najbliżej nam do CZ z numerem "44" Dariusa.

Tihemetsa_2014

Oszczędzamy siły, nie skaczemy wysoko - według moich wcześniejszych wyliczeń okrążeń będzie co najmniej sześć. Byłoby pięknie utrzymać się w stawce, może jako bonus spróbować dogonić Dariusa. Już jest pierwszy zakręt i pierwsza znacząca górka - lekki wyskok i już następna, wyższa - wyskok i za chwilę trzecia. Za nią prosta i ostry zakręt do lasu. Cały czas siedzimy na ogonie Dariusowi. Czekam na dogodny moment, żeby zaatakować. Zakręt w lewo i lecimy w koleinach aż do ostrego podjazdu w prawo. Darius lekko zwalnia, my przeciwnie, dajemy po zaworach i już wyskakujemy obok niego, ale droga się zwęża i musimy zwolnić. Wyprzedzona czwórka maszyn jedzie cały czas za nami, ale na ich czoło wysuwa się KTM z numerem "38". Zaczyna się nam dobierać do tyłka, próbując wyprzedzić. Na nasze szczęście koleiny są tak głębokie, że nie daje rady. Wypadamy z lasu i na szerokim, lewym łuku wpadamy w beczkę. "38" jest tuż za, podcinam zakręt i znowu muszą odpuścić. Przed nami najniebezpieczniejszy podjazd na tej trasie: bardzo stromy i bardzo ostro zakrzywiony w prawo. Przecinam na pełnym gazie trasę z prawej do lewej wybierając lepszy tor; KTM próbuje z prawej, ale zwalnia; nie daje rady, znowu chowa się za nami. Po ostrym podjeździe przed nami bardzo stromy zjazd w dół z ostrym lewym zakrętem na dole. Słyszę tylko huk silników, ale wiem, że "38" mam prawie na plecach. Kręcę więc gazem i przez chwilę lecimy równym tempem, ale praw fizyki nie zmienię - na płaskiej powierzchni lżejsza, mocniejsza maszyna pokazuje swoją przewagę. Wyprzedza nas z lewej i tym razem to ona nas zamyka w prawym zakręcie tak, że musimy zwolnić. Jesteśmy na dwudziestej pozycji, kiedy dojeżdżamy do górki z balkonikiem. Nie mamy odwagi jej przeskoczyć; za nią dojeżdżamy do dwóch ostrych serpentyn przed publicznością, niedaleko miejsca startu.

Tihemetsa_2014

Najpierw ostry podjazd, zakręt w lewo, zjazd, beczka w prawo z podjazdem w górę i znowu zakręt w lewo ze zjazdem w dół i beczką z podjazdem pod górkę. Potem pralka, albo poziome bruzdy - jak kto woli i zaczynamy drugie okrążenie. Czy damy radę jeszcze pięć? Musimy! Pokonujemy pierwsze trzy górki na początku nowego okrążenia; za chwilę podjazd i zakręt w lewo do lasu. Z trójki za nami zbliża się do nas "21" Estończyka Tarvo Vaska.

Tihemetsa_2014

Na płaskim i na podjazdach wyraźnie mu uciekamy, no, ale dziadek Tarvo nie boi się skakać i w takich sytuacjach się do nas zbliża. Darius już dawno nam uciekł razem z resztą peletonu. Całe drugie okrążenie utrzymujemy pozycję, a nawet wyprzedzamy znowu KTM-a z numerem "38", który zatrzymał się z nieznanych przyczyn, ale na trzecim nie dajemy rady - konsekwentna, oszczędna jazda Tarvo daje efekty i na drugim wyjeździe z lasu "21" najpierw zrównuje się z nami, kiedy podejmujemy desperacką próbę odskoczenia od niego. Niestety, na dwóch kolejnych skoczniach Tarvo nas wyprzedza i spadamy na dwudzieste pierwsze miejsce.

Już na czwartym okrążeniu zaczynają nas doganiać najszybsi ze stawki, którzy uciekli nam na starcie. Najszybciej dochodzi do nas maszyna z numerem "2" z silnikiem ZABEL. Na takich sprzętach ścigają się mistrzowie świata. "Dwójka" ma przewagę prędkości i wyprzedza nas na prostej. Pomagam im trochę, trzymając się prawej strony toru; kusi co prawda próba utrzymania pozycji "bycia niezdublowanym", ale rozsądek nakazuje jechać tak, żeby dojechać. Za chwilę przed nami najgorszy podjazd na tej trasie - stromizna połączona z zakrętem w prawo, a już na ogonie siedzi nam "17" i "11". Na szczycie mijamy jakąś załogę, której maszyna uległa awarii.

Tihemetsa_2014

Wskakujemy na górę - oni atakują dopiero po zjeździe, jednak nie mają odwagi zaryzykować w głębokich koleinach. Dopiero, kiedy robi się równiej, obie maszyny wyprzedzają nas z lewej.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Ural grzeje, jak wściekły, ale to nie nasza maszyna jest problemem, tylko my - po prostu po kilku minutach takiej ostrej jazdy na tak ciężkiej trasie opadamy z sił. Oczywiście zawieszenie ma olbrzymi wpływ na komfort jazdy - przy małym skoku tyłu dostaje się i mięśniom ud, i nadgarstkom.

Tymczasem już zbliżają się trzy następne załogi, którzy chcą nas zdublować - jedni wyprzedzają nas na czterech górkach przed publicznością, drudzy w chwilę po nich, a trzeci motocykl z numerem "78" siedzi nam na ogonie przez dwa zakręty. To maszyna AYR-KTM. Doganiają nas tuż przed ostatnim podjazdem przed licznie zgromadzoną publiką. Próbują zaatakować po zewnętrznej lewego zakrętu, ale utrzymuję się przed nimi. Odkręcam gaz i już prujemy w dół. Są szybsi i wcześniej wchodzą w prawy zakręt w beczce, spychając nas w kopny piach na zewnątrz! Całym impetem wpadamy w niego tak, że przednie koło razem z błotnikiem zanurza się w ziemi. Szymka zrzuca z wózka i leży teraz ze dwa metry dalej, mnie przerzuca przez kierownicę. Motocykl leży na boku, a ja wisząc na kierownicy prawą ręką prawie dotykam do ziemi. Motocykl chwieje się, mam wrażenie, że jak tylko zmienię położenie ciała przewróci się na mnie, wyleje się benzyna i olej! Silnik cały czas pracuje! Krzyczę do Szymka, żeby szybciej się zbierał. Nie wiem, czy jest cały, ale chyba tak, więc wrzeszczę; "Popchnij wózek!". Zrywa się wreszcie, popycha kosz i Ural staje na równym. Mija nas "10"-ka i znów dogania "38".

Tihemetsa_2014

Lecą cenne sekundy. Mija prawie minuta, zanim udaje nam się wygrzebać z pułapki. Już jedziemy dalej. Pot leje się ze mnie strumieniami, jestem cały mokry, za to język jest suchy jak pieprz. Staram się nim nie ruszać, żeby go sobie nie przygryźć, bo tak właściwie go nie czuję. Piach zgrzyta w zębach. Szymek opada z sił. Klepie mnie w ramię, żebym zwolnił, bo ma dość. Całe szczęście, że sędzia pokazuje nam, że mamy jeszcze do końca wyścigu dwa okrążenia. Mam nadzieję, że wytrzymamy tempo. Niestety, straciliśmy trochę czasu na kraksie i już następni szykują się, żeby nas zdublować. Tym razem "48", "-3" Irmantasa i "43" Dainiusa.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Zaczyna się piąte okrążenie. Najpierw mija nas "48", potem Irmantas z Dainiusem. Wjeżdżamy za "-3" i "43" do lasu i mam cholerną ochotę zatrzymać na chwilę motocykl w cieniu, żeby złapać oddech. Jeszcze tylko dwa kółka! Jedzie się coraz gorzej, bo pomijając nasze zmęczenie, koleiny po czterech przejazdach są już w niektórych miejscach do kolan. Ciężko mi się prowadzi, kierownica wyrywa mi się z rąk w kilku trudniejszych miejscach toru. Skoki darowujemy sobie zupełnie; najważniejsze, to dojechać za wszelką cenę. Kiedy więc sędzia macha chorągiewką w szachownicę, czuję ogromną ulgę. Meta!

Cały jestem mokry, Szymek też. Pierwsze, co robimy po zjeździe do boksu, to bierzemy kilka solidnych łyków wody mineralnej. Szymek rzuca się na materac i leży bez ruchu, ja wolno ściągam zbroję. Dojechaliśmy! I na pewno nie jesteśmy ostatni! To doprawdy sukces; w starciu z takimi maszynami i zawodnikami z takim doświadczeniem. Chwilę odpoczywam, potem idę obejrzeć wyniki. Jak się okazuje, w pierwszej gonitwie jesteśmy na dwudziestym miejscu ogólnie na dwadzieścia trzy załogi. Naprawdę nie ma tragedii.

Tihemetsa_2014

Wracam do boksu i zajmuję się maszyną: sprawdzam olej, dolewam paliwa a potem po prostu siadam na krzesełku i odpoczywam.

Po nas będzie klasa, w której jedzie załoga litewska startująca w mistrzostwach świata. To Vytautas Racka/Andrzej Racka startujący z numerem "107".

Tihemetsa_2014

Oprócz tego parę innych ekip z czołówki zawodników estońskich. Idę więc popatrzeć na ich technikę jazdy. Po drodze spotykam Irmantasa z jego koszowym, Remigiusem. Też są zmęczeni i narzekają na tor i maszynę - ciężko im było, sprzęt dusił się pod górę na trójce. Pamiętam, że "-3" nie używa sportowej skrzyni i korzysta z oryginalnych przełożeń. No, ale ich Ural - a raczej silnik Urala - jeździ w ramie EML albo VMC, pojedynczy amortyzator z tyłu daje potężny skok tylnego zawieszenia. Co tu dużo mówić - w takiej maszynie można "odkręcać". Tym bardziej jestem z nas dumny, że daliśmy radę.

Zajmuję miejsce blisko podjazdu obok największego skupiska widzów i obserwuję efektowne skoki motocykli. Wrażenia są niesamowite, to już jest poziom światowy. Szczególnie podobają mi się ci, którzy lądują prawie bezgłośnie, tak sprawnie ich zawieszenie wybiera nierówności podczas przyziemienia.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Po powrocie do naszego namiotu omawiamy z Szymkiem taktykę na następny, drugi bieg i spokojnie czekamy na naszą kolej. Zawodnicy z innych ekip kręcą się po placu podglądając konkurencję. Szczególnie wielu zatrzymuje się przy naszym Uralu, jak się okazuje, żeby powspominać stare czasy, kiedy sami się na takim sprzęcie ścigali. Nie ma co ukrywać, że nasza maszyna w kategorii "najstarszy motocykl na imprezie" mogłaby zająć pierwsze miejsce.

Czas mija szybko; przejechały quady, kończą bieg solówki - do naszego drugiego wyścigu pozostało już niewiele czasu.

Bieg II

Ubieramy się powoli i wolniutko podjeżdżamy pod maszynę startową. Ponieważ zajęliśmy w pierwszym biegu dwudziestą pozycję, miejsce startowe również dostajemy na końcu stawki. Wiemy już, czego możemy się spodziewać na trasie. Nasze założenie jest identyczne: dojechać, i to nie na ostatniej pozycji.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

W pierwszym biegu start nam nie wyszedł, dlatego mocniej koncentruję się przed drugim startem: maszyna ma moc, trzeba to wykorzystać.

Czekamy - już silniki warczą na wysokich obrotach - już sędzia pokazał "15", już jest "5", więc wrzucam jedynkę i trzymam Urala na obrotach na sprzęgle… START!

Dwójka, trójka! Idzie o wiele lepiej, niż za pierwszym razem!

Tihemetsa_2014

Już dojeżdżamy do pierwszego zakrętu w lewo, chmura kurzu unosi się tak wysoko, że pewnie trzeba będzie wjechać w ten tuman na ślepo; kiedy pył trochę opada - już widzę, gdzie są wszyscy, ale dokładnie tuż przed nami ma miejsce wywrotka! Ostro hamuję i wymijamy ich z prawej; cóż, jeśli straciliśmy kilka cennych sekund. Mogło być gorzej, gdybyśmy w nich uderzyli. Kilka maszyn za nami też musiało zwolnić. Najbliżej, przed nami jedzie "21", tuż przed nim kilku innych - "44", "10" i "24".

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Gazu, musimy ich dogonić! Znowu pierwsze trzy górki, znowu zakręt w lewo do lasu. W lesie trzymamy się cały czas ogona "21". Czekam na okazję, próbuję go dogonić. Na pierwszym wyjeździe z lasu wyprzedza nas pechowa załoga, która miała wywrotkę. Już za moment wjeżdżamy znów do lasu i do najgorszego dla nas w nim podjazdu. Koleiny wyryte przez naszych poprzedników są tak głębokie, że maszyna szoruje wózkiem i miską o ziemię.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Na podjeździe czają się pułapki - po lewej kraksa, zderzyły się niebieska maszyna z żółtą; dwa metry dalej wywróciła się "10". Niestety muszę obrać gorszy tor jazdy, żeby ich ominąć, i tym razem naprawdę daję silnikowi ostro po zaworach! Już wskakujemy na szczyt, już lecimy w dół, ale "21" Tarvo cały czas przed nami. Prujemy teraz na leśnym odcinku tuż za nimi, kiedy przed drugim wyjazdem z lasu i ostrym prawym zakrętem "21" wyraźnie zwalnia.

Teraz! To jest ten moment! Przyspieszamy, ale nagle muszę ostro zahamować! Kolejne zderzenie, po lewej dwie maszyny. Nie ma jak ich objechać, Tarvo bierze ich bokiem, po trawie, powtarzamy ten manewr za nim, ale ostre przyhamowanie się mści i teraz "21" odskakuje nam na sporą odległość. Przed nami ostatnie górki na prostej przed publiką i dojeżdżamy do serpentyn - sędzia sygnalizuje awarię maszyny na trasie żółtą flagą. To Darius "44" - stoi na szczycie podjazdu pod widownię; tuż zza naszych pleców wyskakuje AYR-KTM "38", prowadzony przez Estończyka Heldura Saaramets. On omija Dariusa z prawej, my z lewej. Tarvo nam ucieka, nie możemy też dogonić "75"-ki.

Rozpoczyna się drugie okrążenie. Robimy, co możemy, żeby utrzymać całkiem niezłą pozycję. Wyprzedziliśmy przecież kilka maszyn na starcie, kilka powywracało się na trasie. Jednak przewaga sprzętowa jest duża; już po pierwszym wjeździe do lasu wyprzedza nas CZ w ramie EML z numerem "91". Szybko zbliżamy się do ostrego podjazdu na drugim wjeździe do lasu, kiedy zza pleców wyskakuje nam "75" Estończyka Tonu Suurkuusk. On grzeje lewą stroną podjazdu, my musimy pojechać prawą, żeby nie stracić pozycji i nie dać się wyprzedzić, kiedy "75" ścina zakręt i, zajeżdżając nam drogę, przecina tor tuż przed naszym przednim kołem!

Muszę hamować, żeby nie wjechać mu w tyłek! Tracimy prędkość w najbardziej niebezpiecznym miejscu toru; nie pomaga wbicie dwójki, a zaraz potem jedynki! Ural zaczyna się kopać na podjeździe. Zeskakuję z siodełka, Szymek też i próbujemy wepchnąć maszynę na szczyt wzniesienia - ta, pozbawiona naszego ciężaru, odzyskuje przyczepność.

Szybko, teraz liczy się każda sekunda; jeśli ktoś nadjedzie z tyłu, będzie wypadek, bo nasi konkurenci nie mają w zwyczaju zwalniać w takich momentach. Silnik od Andrzeja pracuje wspaniale; poprzedni nie dałby rady, ale ten nie dość, że wciąga motocykl, to jeszcze pracując na wysokich obrotach wciąga też na górkę nas. Języki wiszą nam do pasa, ale udało się, wskakujemy i zjeżdżamy ostrym zjazdem na lewy zakręt do zrytej prostej w lesie.

Cały peleton odsadził się od nas o dobre pół okrążenia, co stwierdzamy dojeżdżając do serpentyn przed publicznością, kończących okrążenie. Zaczyna się trzecie kółko, a ja, podobnie jak podczas pierwszego biegu, mam ochotę choć na chwilę zatrzymać się w cieniu i złapać oddech.

Całe trzecie okrążenie jedziemy sami; ci, co za nami, nie mogą nas na razie dogonić, ci przed nami z kolei za bardzo nam uciekli. Pod koniec kółka wyprzedza nas "17"-ka, w chwilę później "5"-ka i jeszcze dwie inne maszyny.

Tihemetsa_2014

To załogi z czołówki naszej klasy; dublują nas w bardzo ostrych zakrętach i musimy starać się z Szymkiem na 200% naszych możliwości, żeby chociaż przez chwilę utrzymać ich tempo.

Zaczyna się czwarte okrążenie. Mimo tego, że część zawodników nas zdublowała, nie jest źle - mamy na pewno lepszą pozycję, niż za pierwszym startem. Za to kondycyjnie jest kiepsko. Szymek daje mi znać, że jest z nim słabo. Z reguły w takich chwilach miałem jeszcze zapas sił, ale dziś nie mam. Po prostu mam dość; walka z silniejszą maszyną i z wyrywającą się kierownicą zmęczyły mnie zupełnie. Modlę się w duchu, żeby sędzia pokazał, że do końca jeszcze jedno okrążenie. Mimo to utrzymujemy tempo.

Wjeżdżamy do lasu; tu jest chłodniej. Za nami szybko zbliża się Irmantas z Remigiusem; dublują nas tuż przed drugim wjazdem do lasu. Mijamy po lewej załogę, która wypadła z toru. Po wyjeździe z lasu mija nas "43" Dainiusa. Tuż przed końcem kółka dubluje nas "49" i oto sędzia pokazuje, że do końca zostały jeszcze dwa okrążenia! Trzeba wytrzymać.

Teraz dopiero zaczyna się walka z samym sobą i naszymi możliwościami. Szymek oklapł zupełnie, muszę go oszczędzać; mimo, że każdy podjazd bierzemy na ostrym gazie, to tuż przed samym szczytem lekko zwalniam, żeby darować sobie skok. W międzyczasie dublują nas inne załogi z czubka stawki. Sam nie wiem, jak dojeżdżamy do końca piątego okrążenia. Sędzia pokazuje ostatnie kółko. Teraz wiem, że to jest dla nas jak finisz: mogę na tych ostatnich metrach przyspieszyć. Wydaje mi się, ze dam radę, Szymek pewnie jakoś to też wytrzyma, choćby miał spaść z maszyny na mecie.

Język przykleił mi się do zębów i mam problemy, żeby pozbyć się piachu z ust. Pot płynie ze mnie litrami. Już przed nami wjazd do lasu, wyjazd, najtrudniejszy podjazd, znów jedziemy w lesie, znowu górki, podjazd przed publiką i nareszcie - sędzia macha flagą. Koniec!

Nie mam siły, powoli zjeżdżam do namiotu. Kibice estońscy biją brawo; docenili nasz upór - dla takich chwilo warto się ścigać. Przyjeżdżamy i padamy na krzesła na kilka chwil, żeby odpocząć.

Kilka łyków mineralnej przywraca mi zdolność mówienia. Dobre dwadzieścia minut odpoczywam, zanim mogę stanąć na nogi. Czas zobaczyć, jakie mamy wyniki. Idę więc do tablicy ogłoszeń; jest - 17-ta pozycja w drugim biegu! Niesamowite, prawie nie mogę uwierzyć. Jak na nasze możliwości i fakt, że pojechaliśmy z wyższą klasą, to niebywały wyczyn. Za to już w klasie "KV AIR" na 14 załóg jesteśmy na 12-tej pozycji. Też nieźle! Przecież tak naprawdę z klasy, w której startujemy zawsze, czyli "RETRO STANDARD" nie pojechał w tym wyścigu nikt; klasa, w której wystartowaliśmy, była dla nas zawsze raczej poza zasięgiem. Tym większa jest radość!

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Mimo dużego zmęczenia idziemy jeszcze popatrzeć na zmagania zawodników z Litwy, Łotwy i Estonii startujących na co dzień w mistrzostwach świata. Cóż można powiedzieć: klasa "KV AIR" jeździ ostro, ale przy nich ich jazda, to jak stanie w miejscu.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Udaje mi się zrobić kilka fajnych zdjęć, które i tak nie oddają dynamiki tego sportu.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Niestety, czas jest nieubłagany - przed nami 1100 km do domu i perspektywa pobudki o czwartej rano. Dlatego też nie możemy zostać na rozdaniu nagród i dekoracji zawodników.

Tihemetsa_2014 Tihemetsa_2014

Żegnamy się z kolegami i wracamy do naszego wynajętego domku przespać się choć parę godzin przed podróżą.

Dziś mogę napisać, że te zawody to była dobra lekcja prawdziwego sidecarcrossu i obaj z Szymkiem cieszymy się, że mogliśmy w nich uczestniczyć.

Dziękujemy za wsparcie naszym strategicznym sponsorom - firmom Szlachet-Stal i Żwirownia Moników, a także sponsorowi tej wycieczki - koncernowi ORLEN. Bez Was nie byłoby to możliwe.

Szczególnie dziękujemy pani Indze Tonnison-Kaik za udostępnienie fotografii.


Napisał Brzytwa

Zdjęcia: Inga Tonnison-Kaik, Brzytwa